niedziela, 9 lutego 2014

Prolog

   Vianne i Leila miały już serdecznie dosyć swojego towarzystwa. Ciągle gdzieś musiały się ze sobą użerać, czy to w domu, czy to w szkole, a nawet na urodzinach koleżanki, na które zostały obie zaproszone! No cóż, nie można się więc dziwić zachowania ów dziewcząt w stosunku do siebie. Ich relacje były zawsze pod wielkim znakiem zapytania. W jednej chwili mogły ze sobą spokojnie i bez żadnych przeszkód rozmawiać, a w drugiej potrafiły sobie nawzajem wyrywać włosy z głowy. Osoby, które je bliżej znały, mogły z pewnością twierdzić, że łączy je tylko wygląd i rodzina, nic poza tym.
   Właśnie, wygląd. Vianne i Leila były bliźniaczkami i wyglądały niemalże jak dwie krople wody. Miały takie same szczupłe rysy twarzy, ten sam wzrost, identyczny kształt ust, jednakowe miny, a nawet malutki pieprzyk w tym samym miejscu. Różniły się tylko kolorem oczu, który w obu przypadkach nadawał im groźnego blasku. Vianne i jej niebieskie oczy często były czujne i patrzyły na świat bardzo realnie. Leila zaś, tak samo jak i charakter, patrzałki również miała całkiem inne niż siostra. Zielona barwa, jak łąka latem, ziała niebezpiecznym ogniem i już na sam widok, można było się do niej zrazić. 
   Szły szybkim krokiem przez ciemne, ciche ulice, całkowicie pozbawione w tej chwili jakiejkolwiek żywej istoty, prócz bliźniaczek. Latarnie rzucały na nie blade światło, które prawie wcale nie pomagało w lepszej widoczności. Co jakiś czas wiatr poruszał liśćmi drzew i krzewów, a niekiedy przenosił błąkające się po ziemi listki w inne miejsce. Raz czy dwa usłyszały przejeżdżający niedaleko samochód.
   Leila kroczyła zamaszystym krokiem, całkowicie wyprowadzona z równowagi, a Vianne podążała za siostrą w bezpiecznej odległości. Znowu się pokłóciły i tym razem poszło o późną godzinę i powrót do domu. Leila chciała zostać i bawić się dalej, ale Vianne nalegała, by iść do domu. W końcu po wielu słowach i wyzwiskach udało się jej przekonać siostrę, że czas wracać. Leila od początku rozmowy na temat powrotu do domu była zirytowana, ale gdy ostatecznie ustąpiła Vianne jej złość sięgała zenitu. Nie była wściekła tylko na siostrę, ale też na siebie, za to, że wyszła z urodzin, bo coś tam, coś tam. Jak mogła dać się przekonać? Przecież, Vianne mogła iść sama, a ona by została!
   Vianne wolała trzymać się w tej chwili z daleka od siostry. Wiedziała, że Leila musi dać upust swojej złości i gdyby cokolwiek powiedziała, Leila na pewno by to zrobiła, a ona nie chciała już więcej słuchać wyzwisk w swoją stronę i jednocześnie obrzucać nimi siostrę. Była zmęczona i naprawdę nie chciała już się kłócić, tylko jak najszybciej wrócić do domu. I tak już straciła więcej nerwów niż zwykle. Powoli zaczynała się zastanawiać, czy faktycznie dobrze zrobiła, wyciągając siostrę z imprezy. Może jednak powinna ją zostawić i pozwolić jej, by się dalej bawiła? Nie, zdecydowanie zrobiła dobrze, że przekonała Leilę na opuszczenie urodzin. Gdyby tego nie zrobiła, kto wie, co by się tam wydarzyło. 
   Dlaczego się zgodziłam?, myślała zezłoszczona Leila. Teraz wszyscy się świetnie bawią, a ona wraca do domu jak grzeczna dziewczynka, bo według jej siostry, godzina, którą wskazywał zegar była zbyt późna. No ludzie, od kiedy dwudziesta trzecia, jest późną godziną?! O tej godzinie to ona jeszcze jest przed kąpielą!
   Skręciły w Leigh Ave, pełną gregoriańskich, ceglanych domków jednorodzinnych. Księżyc rzucał jasne, blade światło na równo przystrzyżone trawniki domów mieszkańców. Wiatr kołysał kwiatami hortensji i hiacyntów, uwalniając w świat ich słodkawy zapach. Gdzieniegdzie w oknach można było dostrzec światło od telewizora, zmieniające swoje barwy co chwilę.
   Gdy mijały ogród przepełniony różowymi i białymi pelargoniami, wiatr zaświszczał okropnie. Po chwili ustał i nastała głucha cisza. Leila wsadziła ręce do kieszeni trochę zwalniając tempo. Bliźniaczki zrównały kroku i wtedy Vianne dostrzegła ruch kątem oka. Obróciła głową w lewo mrużąc oczy jak kot. W pierwszej chwili nic nie dostrzegła, ale po kilku sekundach zobaczyła dwie ciemne postacie, stojące w cieniu pod drzewem. Na ich widok Vianne dostała gęsiej skórki i natychmiast się nieco skuliła. W tej chwili zapragnęła być w ciepłym, bezpiecznym domu, gdzie nikt się nie czaił w ciemnym kącie. Miała wrażenie, że tajemnicze postacie obserwują je uważnie. Przysunąwszy się odrobinę do siostry, zerknęła dyskretnie w ich stronę. Poruszyli się, a po chwili wyszli z cienia, kierując się powoli w tą samą stronę co one.
   - Możemy iść szybciej? - zapytała cicho Vianne, przysuwając się jeszcze bliżej do siostry.
   - Jak chcesz to idź - mruknęła Leila. Spojrzała na twarz Vianne i uniosła brwi w pytającym geście. - Co jest?
   - Oni idą tam gdzie my - odpowiedziała niebieskooka jeszcze ciszej, niż przedtem.
Leila obejrzała się przez ramię, ale nikogo nie zobaczyła.
   - Kto idzie?
Vianne odważyła się spojrzeć za siebie i ku jej zdziwieniu, nikogo nie było. Zamrugała kilka razy. Przecież co dopiero ich widziała! Szli w tym samym kierunku co one!
   - Chyba coś ci się przewidziało - burknęła Leila podnosząc wzrok.
Nagle zza drzewa na końcu ulicy wyszło dwóch mężczyzn. Zatrzymali się, jakby zastanawiali się co mają zrobić. Po chwili spojrzeli w stronę Vianne i Leili. Jeden oparł się o drzewo, podczas gdy drugi wsadził ręce do kieszeni i zaczął nam się przypatrywać.
   - To oni - wyszeptała wystraszona Vianne. - Ale słowo daję, oni byli za nami!
Leilę zdumiało zachowanie siostry. W jej oczach widziała zalążek przerażenia, więc naprawdę musieli budzić w niej pewien niepokój. Leila popatrzyła na mężczyznę i przygryzła wargę. Było po dwudziestej trzeciej i kto wie, jakie dziwne typy mogły w tym czasie krążyć po okolicy.
   - Spokojnie - powiedziała Leila, starając się przybrać naturalny ton głosu. - Przejdziemy na drugą stronę ulicy i będzie dobrze.
   Nie była pewna czy po tym co zrobią, będzie wszystko w porządku. Czuła pewne obawy do tych dwóch, podejrzanych typów. Kto normalny stałby na chodniku i obserwował dwie dziewczyny wracające z imprezy? Każdy zwyczajny człowiek poszedłby w swoją stronę, a nie gapił się na nie z takim zainteresowaniem.
   Przeszedłszy na drugą stronę ulicy, przyspieszyły nieco kroku. Nie miały zamiaru dłużyć powrotu do domu, głównie przez tych facetów. Skręciły w Crescent Street. W tym samym czasie, jeden z mężczyzn powiedział coś do drugiego i oboje ruszyli za bliźniaczkami. Następne co się wydarzyło, było jak w przyspieszonym tempie. Spanikowały i rzuciły się naprzód, biegnąc ile sił w nogach. Znalazły się zupełnie same, każda gdzie indziej. Głuchą ciszę spowijał mrok, a lodowaty wiatr wzmagał się co chwila. W ich głowach kotłowało się tylko jedno pytanie: gdzie jest siostra? 
   Vianne znalazła się w ciemnej, niebezpiecznej uliczce. Przerażona, przewróciła się kilka razy, ale biegła dalej. Chciała się znaleźć jak najdalej nich. Kiedy znów dźwignęła się na nogi po upadku, zamarła w bezruchu nasłuchując czy ktoś za nią nie idzie. Cisza, kompletna cisza przerywana jej szybkim i płytkim oddechem. Jednak dalej nie czuła się bezpiecznie. Miała wrażenie, że ktoś jest niedaleko niej. Przymrużyła oczy wpatrując się w ciemność. Cofała się do tyłu powoli i bezszelestnie. W pewnym momencie poczuła zaciskające się palce na swoich nadgarstkach. Chciała się wyszarpnąć i uciec, ale palce trzymały ją za mocno. Wyczuła JEGO oddech na swojej szyi. Głos uwiązł jej w gardle. Nie mogła krzyczeć, nie mogła wołać o pomoc. Sparaliżowana strachem nie zdołała nawet się ruszyć. Oddychała płytko wydając z siebie zduszone dźwięki. Poczuła jego język na swojej szyi, a za chwilę ostry ból w tym samym miejscu. Krzyknęła głośno. Ból ustał i przez chwilę czuła błogość. Przymknęła oczy i nastała ciemność.
   Biegła szybciej niż kiedykolwiek w życiu, byleby jak najdalej od miejsca, gdzie kręciło się dwóch podejrzanych typów. Zatrzymała się na rogu Church Sreet i Canning Place. Mimo strachu, orientowała się dobrze w terenie. Rozejrzała się wokół. Było całkowicie cicho i poza nią, nie widziała, żadnej żywej duszy, która mogłaby jej pomóc. Dreszcze przeszły po ciele. Spojrzała jeszcze raz na cichą ulicę i odwróciła się, a wtedy zobaczyła JEGO. Cofnęła się gwałtownie wydając z siebie pisk. Miał oczy jak u demona. Całe czarne, pozbawione białek. Wyszczerzył do niej lśniąco białe zęby w aroganckim uśmiechu. Na jego twarzy malował się triumf i żądza czegoś. Gdy cofnęła się kilka kroków w tył, on nadal się nie ruszał. Leila słyszała szybkie bicie swojego serca. Poczuła ucisk w żołądku. Cała się trzęsła. Gdy on zrobił jeden krok w jej stronę, rzuciła się rozpaczliwie do ucieczki. Gnała przed siebie, a wtedy potknęła się. Zapiekła ją wewnętrzna część obu dłoni, a po chwili poczuła coś gorącego i spływającego w dół w tym samym miejsca. Dźwignęła się na nogi i znowu go zobaczyła. Złapał ją za ręce i odchylił głowę. Wyczuła ból jakiego jeszcze nigdy nie doznała. Zamrugała oczami i zapadła całkowita ciemność.